wtorek, 28 maja 2013

The winner takes it all

16 października 1923r. w Burbanku, bracia Walt i Roy Disney zakładają małe studio animacyjne pod nazwą „Disney Brothers Cartoon Studio”. W 2008 roku przychody firmy uplasowały ją na pierwszym miejscu wśród wszystkich korporacji „mediowych” świata, wyprzedzając dotychczasowego lidera, TimeWarner Company. Firma jest znana z produktów filmowych, Walt Disney Motion Pictures Group to dziś jedna z największych i najbardziej znanych wytwórni w Hollywood. Disney jest również właścicielem i operatorem sieci transmisji telewizyjnej ABC, sieci telewizji kablowych, takich jak Disney Channel, ESPN i ABC Family, publikacji, merchandisingu, teatru i podziałów, jest właścicielem i ma licencje do 14 parków rozrywki na całym świecie. 30 października 2012 roku korporacja zakupiła wytwórnię Lucasfilm. Walt Disney Company jest również właścicielem największej na świecie firmy komiksowej – Marvel Entertainment.

Tak w skrócie wygląda historia najbogatszej korporacji medialnej świata. Jest to dziecko kapitalizmu w pełnym tego słowa znaczeniu.  Jej zarządzanie jest nienagannie prowadzone. Niemal od początku istnienia firmy widoczne było ciągłe maksymalizacja zysków, rozszerzanie targetu, minimalizowanie ryzyka upadku poprzez monopolizację produktu. W drodze na szczyt Disney najpierw dopadał, a później połykał poszczególne firmy. Jak pantera. Albo wilk. Albo inny bohater filmów spod disneyowskiej bandery. Takiej pirackiej (bo Piraci z Karaibów też należą do Disneya, przypomina Łukaszek).

Jak już wspomniałem, filmy czy animacje to tylko wierzchołek góry lodowej zwanej także piramidą finansową obrazującą przychody firmy. W niższych warstwach znajdują się wspomniane już parki rozrywki, zabawki, elementy wyposażenia domu, gry komputerowe, planszowe, karciane. Podobno planowane jest kupno patentu na grę w chowanego. Teraz już nikt i nic się nie ukryje przed bacznym okiem Myszki Mickey.



Studio jest nie tylko kojarzone z niesamowitymi wynikami finansowymi, ale także z wysoka jakością produktów. Sam Walt Disney zdobył rekordową liczbę 59 nominacji do Oscara. Zdobył również rekordową liczbę 22 statuetek. Po jego śmierci (15 grudnia 1966r.) studio kontynuowało rozpoczętą przez niego misję.

Kryptonim tej akcji to „Entertainment”. 

wtorek, 14 maja 2013

Sprawa złamanej brzozy – z cyklu „wchodzę na pogrzeb, a tam cyrk”


Żyjemy w Polsce. Praktycznie każdy chyba słyszał o Sprawie Smoleńskiej. Przynajmniej raz. W tym tygodniu. Z racji, że Jeż mi doniósł, iż jest to blog medioznawczy, spróbuję spojrzeć na sprawę właśnie z tegoż punktu widzenia.



First thing's first. Aj... :( to polski blog! Ach, ta globalizacja. 
Od początku. Był 10 kwietnia 2010 roku. Godz. 8:41:06 czasu środkowoeuropejskiego (CEST) (10:41:06 czasu moskiewskiego). Samolot rządowy rozbija się w Smoleńsku. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent RP, Lech Kaczyński. Kraj pogrążony w żałobie. Wszyscy się jednoczą. Do czasu pogrzebu panuje atmosfera wzajemnej empatii. Później Polska zaczyna wracać do życia. Politycy wracają do formy, a powstałe wakaty na wysokich stanowiskach kuszą niemal każdego. Wtedy zaczyna się kolejna tragedia.
Polacy wykorzystują to, co zdarzyło się w Smoleńsku, do prywatnych celów. Oskarżają się wzajemnie o to, kto jest winny katastrofy. Poprzez media zaczyna się gra i manipulacje. W jednej telewizji mówi się o zamachu, pokazuje się dowody i żąda sprawiedliwości. W innych telewizjach ukazywane są fakty, które potwierdzają, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ludzie zaczynają być podzieleni. Manipulacja pogłębia się. Tragedia, która na początku połączyła naród, teraz dokonała zastraszającego podziału. Antagonizmy, które istniały przed wypadkiem, urosły do niebagatelnych rozmiarów.
Nie było tygodnia, żeby kolejne media nie przedstawiały nowych informacji na temat tego co spowodowało upadek. Brzoza, bomba, mgła, pocisk (Tusk, Kaczyński, Kanapki, Dżin, Awokado było nieświeże). Jednym z pierwszych i chyba najsłynniejszym materiałem, który wzburzył niepokój społeczny, był film na YouTube ze słynnym tekstem „słychać strzały”. Połowa narodu te strzały słyszy (ja też czasem słyszę strzały, ale nie chwale się tym, bo nie mógłbym wtedy dzielić się z Wami, moi mili, moimi inteligentnymi przemyśleniami). Różne materiały, wiadomości i fakty pokazywane są w coraz większych ilościach i o coraz większych różnicach merytorycznych. Jednym słowem ktoś kłamie (a ja mówię jak jest!).
Szczytem tego podziału była premiera dwóch filmów dokumentalnych. Pierwszy pokazywał tragedię jako splot i serię niefortunnych zdarzeń. Drugi niemal ze 100% pewnością „mówił”, że był to zamach.
Ciekawym zjawiskiem było to, jak przebiegało śledztwo. Niemal wszystko było publikowane w mediach. Od czarnych skrzynek, przez rozpis rozmów, po kompletne raporty. Do sieci trafiły nawet makabryczne zdjęcia ofiar. Z katastrofy lotniczej zrobiła się tragedia i upadek człowieka. 

Jaki kraj, takie reminiscencje narodowej tragedii. Stany mają WTC i wojny, my mamy Smoleńsk i cyrk z klaunami w roli polityków. A pamięć ofiar i zmarłych cierpi.


PS: Do ekipy medialnegojeża dołączają Łukasz (jedyny w swoim rodzaju autor powyższego tekstu) i Paweł. Witamy ciepło i kolczaście! [dop. I.Ś.]

niedziela, 5 maja 2013

Jestę cyborgię!, czyli co by tu sobie wszczepić?


Ludzie to śmieszne stworzenia. Od najdawniejszych czasów ozdabiali swoje ciała, przekłuwając, nadpalając i tnąc je na wszelkie możliwe sposoby. Od kilku lat obserwuję swoisty powrót do korzeni – ciężko przejść się korytarzem jakiegokolwiek wydziału Najlepszego Uniwersytetu na Świecie, by nie napotkać na swojej drodze przekłutego nosa czy chociaż słodkiego tatuażyku na nadgarstku. W większości przypadków chodzi tylko o estetykę, niektórzy jednak idą o krok dalej...

Implanty nie są może najpopularniejszym rodzajem modyfikacji ciała i kojarzą się głównie z silikonowym biustem, który mimo wszystko wiąże się z – wątpliwą niekiedy – estetyką. Są jednak i takie, które pełnić mogą inną funkcję, poszerzając niejako możliwości posiadacza. Chcesz zostać superbohaterem? Zastanów się nad implantem magnetycznym:

Implant magnetyczny by Embe [Rock'n'Ink, Kraków].

Niepozorny na pierwszy rzut oka magnesik umiejscowiony pod skórą umożliwia nie tylko przyciąganie lekkich przedmiotów (jak spinacze do papieru czy szpilki). Superbohaterowie-romantycy mogą do implantu przekonać swoje drugie superpołówki. I tak oto, na przykład podczas trzymania się za ręce, odczuwamy dosłowne przyciąganie!

Źródło: news.bme.com

Śmiałkowie, którzy pragną zostać superbohaterami w sypialni, decydują się na jeszcze bardziej wymyślne rozwiązania, przykładowo genital beading – zainteresowanych, tolerancyjnych, ciekawskich i mało wrażliwych odsyłam do mojego kuzyna, Wujka Google. Wszczepianie małych implantów w miejsca intymne poszerza „możliwości” posiadacza i rzekomo gwarantuje niepowtarzalne wrażenia... cóż, co kto lubi. Jeże nie lubią.

Kilka lat temu pojawiła się także chęć na nadanie kolczykom praktycznego charakteru; pomińmy tu rzekomą praktyczność kolczyka w języku czy miejscu intymnym. Tak powstał projekt Pierced Glasses (http://piercedglasses.com/). Nigdy więcej zsuwających się z nosa okularów! Wystarczy tylko przekłucie typu bridge:

Źródło: piercedglasses.com

Możliwości są w zasadzie nieograniczone. Za odpowiednią opłatą, twój dentysta na pewno chętnie zmieni cię w wampira – tymczasowo lub na stałe. Poza wszczepianiem implantów, chętni do przeobrażenia się w istoty „nie z tego świata” decydują się czasem na rozcięcie czy zszycie danej części ciała. Pragniesz zostać elfem? Nic prostszego! Rośnie ilość miejsc, w których wykonuje się ear pointing. Zawsze chciałeś mieć język jak jaszczurka? Rozdwojenie (splitting) to coś dla ciebie – efektowne, i na dodatek można robić językowe sztuczki, nie tylko o charakterze erotycznym! Marzysz o tworze ośmiornicopodobnym w spodniach? I dla ciebie znajdzie się coś ciekawego...

Oczywiście każda modyfikacja niesie ze sobą ryzyko powikłań, jak migracje implantów czy kolczyków, wystąpienie przerośniętej blizny (keloid) czy zakażenia. Zastanówcie się zatem dwa razy, czy warto zostać superbohaterem!