Żyjemy w Polsce.
Praktycznie każdy chyba słyszał o Sprawie Smoleńskiej. Przynajmniej raz. W tym
tygodniu. Z racji, że Jeż mi doniósł, iż jest to blog medioznawczy, spróbuję
spojrzeć na sprawę właśnie z tegoż punktu widzenia.
First thing's
first. Aj... :( to polski blog! Ach, ta globalizacja.
Od początku. Był 10 kwietnia 2010 roku. Godz. 8:41:06 czasu środkowoeuropejskiego (CEST) (10:41:06 czasu
moskiewskiego). Samolot rządowy rozbija się w Smoleńsku. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent RP, Lech Kaczyński. Kraj pogrążony w żałobie. Wszyscy się
jednoczą. Do czasu pogrzebu panuje atmosfera wzajemnej empatii. Później Polska
zaczyna wracać do życia. Politycy wracają do formy, a powstałe wakaty na
wysokich stanowiskach kuszą niemal każdego. Wtedy zaczyna się kolejna
tragedia.
Polacy wykorzystują to, co zdarzyło się w Smoleńsku, do prywatnych
celów. Oskarżają się wzajemnie o to, kto jest winny katastrofy. Poprzez media
zaczyna się gra i manipulacje. W jednej telewizji mówi się o zamachu, pokazuje
się dowody i żąda sprawiedliwości. W innych telewizjach ukazywane są fakty,
które potwierdzają, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ludzie
zaczynają być podzieleni. Manipulacja pogłębia się. Tragedia, która na
początku połączyła naród, teraz dokonała zastraszającego podziału.
Antagonizmy, które istniały przed wypadkiem, urosły do niebagatelnych
rozmiarów.
Nie było tygodnia, żeby kolejne media nie przedstawiały nowych
informacji na temat tego co spowodowało upadek. Brzoza, bomba, mgła, pocisk
(Tusk, Kaczyński, Kanapki, Dżin, Awokado było nieświeże). Jednym z
pierwszych i chyba najsłynniejszym materiałem, który wzburzył niepokój
społeczny, był film na YouTube ze słynnym tekstem „słychać strzały”. Połowa
narodu te strzały słyszy (ja też czasem słyszę strzały, ale nie chwale się
tym, bo nie mógłbym wtedy dzielić się z Wami, moi mili, moimi inteligentnymi
przemyśleniami). Różne materiały, wiadomości i fakty pokazywane są w coraz
większych ilościach i o coraz większych różnicach merytorycznych. Jednym
słowem ktoś kłamie (a ja mówię jak jest!).
Szczytem tego podziału była
premiera dwóch filmów dokumentalnych. Pierwszy pokazywał tragedię jako splot
i serię niefortunnych zdarzeń. Drugi
niemal ze 100% pewnością „mówił”, że był to zamach.
Ciekawym zjawiskiem było
to, jak przebiegało śledztwo. Niemal wszystko było publikowane w mediach. Od
czarnych skrzynek, przez rozpis rozmów, po kompletne raporty. Do sieci
trafiły nawet makabryczne zdjęcia ofiar. Z katastrofy lotniczej zrobiła się
tragedia i upadek człowieka.
Jaki kraj, takie reminiscencje narodowej tragedii. Stany mają WTC i wojny, my mamy Smoleńsk i cyrk z klaunami w roli polityków. A pamięć ofiar i zmarłych cierpi.
PS: Do ekipy medialnegojeża dołączają Łukasz (jedyny w swoim rodzaju autor powyższego tekstu) i Paweł. Witamy ciepło i kolczaście! [dop. I.Ś.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz