wtorek, 14 maja 2013

Sprawa złamanej brzozy – z cyklu „wchodzę na pogrzeb, a tam cyrk”


Żyjemy w Polsce. Praktycznie każdy chyba słyszał o Sprawie Smoleńskiej. Przynajmniej raz. W tym tygodniu. Z racji, że Jeż mi doniósł, iż jest to blog medioznawczy, spróbuję spojrzeć na sprawę właśnie z tegoż punktu widzenia.



First thing's first. Aj... :( to polski blog! Ach, ta globalizacja. 
Od początku. Był 10 kwietnia 2010 roku. Godz. 8:41:06 czasu środkowoeuropejskiego (CEST) (10:41:06 czasu moskiewskiego). Samolot rządowy rozbija się w Smoleńsku. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent RP, Lech Kaczyński. Kraj pogrążony w żałobie. Wszyscy się jednoczą. Do czasu pogrzebu panuje atmosfera wzajemnej empatii. Później Polska zaczyna wracać do życia. Politycy wracają do formy, a powstałe wakaty na wysokich stanowiskach kuszą niemal każdego. Wtedy zaczyna się kolejna tragedia.
Polacy wykorzystują to, co zdarzyło się w Smoleńsku, do prywatnych celów. Oskarżają się wzajemnie o to, kto jest winny katastrofy. Poprzez media zaczyna się gra i manipulacje. W jednej telewizji mówi się o zamachu, pokazuje się dowody i żąda sprawiedliwości. W innych telewizjach ukazywane są fakty, które potwierdzają, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ludzie zaczynają być podzieleni. Manipulacja pogłębia się. Tragedia, która na początku połączyła naród, teraz dokonała zastraszającego podziału. Antagonizmy, które istniały przed wypadkiem, urosły do niebagatelnych rozmiarów.
Nie było tygodnia, żeby kolejne media nie przedstawiały nowych informacji na temat tego co spowodowało upadek. Brzoza, bomba, mgła, pocisk (Tusk, Kaczyński, Kanapki, Dżin, Awokado było nieświeże). Jednym z pierwszych i chyba najsłynniejszym materiałem, który wzburzył niepokój społeczny, był film na YouTube ze słynnym tekstem „słychać strzały”. Połowa narodu te strzały słyszy (ja też czasem słyszę strzały, ale nie chwale się tym, bo nie mógłbym wtedy dzielić się z Wami, moi mili, moimi inteligentnymi przemyśleniami). Różne materiały, wiadomości i fakty pokazywane są w coraz większych ilościach i o coraz większych różnicach merytorycznych. Jednym słowem ktoś kłamie (a ja mówię jak jest!).
Szczytem tego podziału była premiera dwóch filmów dokumentalnych. Pierwszy pokazywał tragedię jako splot i serię niefortunnych zdarzeń. Drugi niemal ze 100% pewnością „mówił”, że był to zamach.
Ciekawym zjawiskiem było to, jak przebiegało śledztwo. Niemal wszystko było publikowane w mediach. Od czarnych skrzynek, przez rozpis rozmów, po kompletne raporty. Do sieci trafiły nawet makabryczne zdjęcia ofiar. Z katastrofy lotniczej zrobiła się tragedia i upadek człowieka. 

Jaki kraj, takie reminiscencje narodowej tragedii. Stany mają WTC i wojny, my mamy Smoleńsk i cyrk z klaunami w roli polityków. A pamięć ofiar i zmarłych cierpi.


PS: Do ekipy medialnegojeża dołączają Łukasz (jedyny w swoim rodzaju autor powyższego tekstu) i Paweł. Witamy ciepło i kolczaście! [dop. I.Ś.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz